Leżę w trawie, która urosła wspaniale wysoka, bo jakoś, jak dotąd, koszenie jej nie było dla mnie priorytetem. Jest bardzo ciepły, wiosenny dzień. Słońce tańczy na gałązkach mniszków, których żółć ciągle jeszcze zdobi soczystozielone posłanie ziemi. Niektóre z nich ustroiły już głowy w zwiewne, śnieżnobiałe czepki, które niebawem, poruszone finkową bryzą, rozpłyną się po całym ogrodzie. Jak urocze panny młode, gotowe dla ukochanego potomstwa poświęcić swoje istnienie.
Z delikatnie poruszającymi się źdźbłami flirtują białe motyle. Jest ich tyle, że nie jestem w stanie zliczyć. Przysiadają na wystających z trawy gałązkach, które wdzięcznie uginają się pod niewielkim ciężarem. Bielinki zdają się być świadome swojego czaru, bo raz po raz rozpościerają błyszczące w porannych promieniach skrzydła. Jestem zauroczona. Dzisiaj jest lekko, motyl to po prostu motyl, żadnych symbolicznych podtekstów.
Zamykam oczy, bo słońce właśnie postanowiło dotknąć mojej twarzy. Pozostałe zmysły w jednej chwili zaczynają się wyostrzać, nadrabiając chwilowe wyłączenie wzroku. Pozorna cisza okazuje się przepełnionym radością i entuzjazmem świergotem rozbudzonych niedawno ptaków, wdzięcznych nadejściem kolejnego dnia. Nieokreślony, ale bardzo miły zapach przepływa przez moje nozdrza, przynosząc spokój i tak bardzo potrzebne ciepło w sercu. Myślę, że to może być aromat rozmarynu, który wyjątkowo dobrze odnalazł się pomiędzy krzakami kwitnących właśnie oleandrów. Tego jednak nie jestem pewna, jako że zapachów przeplatających się w moim ogrodzie są setki.
Czuję i wiem, że jestem częścią tej zachwycającej, tętniącej życiem natury. To uczucie sprawia, że wzruszenie wdziera się do głębi jestestwa. Zaszczytem jest bowiem uczestniczenie w tak genialnycm planie Wszechświata, gdzie każdy owad, żółw czy drzewo pełni równie ważną rolę. To właśnie wzajemny szacunek buduje spełnienie i prawdziwe szczęście.
Donośnie brzęczenie przerywa przemyślenia. To pracowita pszczoła wykonuje przeznaczone jej zadanie. Fruwa od kwiatu do kwiatu, skrzętnie zbierając drobiny pyłku, który twórczo formuje w widoczne okiem aparatu kulki. Ich bliskość nie daje mi poczucia niezręczności. Przyjemnie jest mieć tak wyborne towarzystwo.
Cóż, godzina szybko minęła i trzeba wrocić do domu, do obowiązków.
Ale jutro tutaj wrócę, żeby znów pozbierać z trawy wszystkie piękne i pozytywne okruchy istnienia.