Spoglądał na mnie ogromnymi, czarnymi oczami.
I wiecie, co w tej chwili wydawało się najdziwniejsze? Byłam bardzo zaskoczona, ale ani trochę przerażona. Czułam się, jakbym właśnie spotkała starego przyjaciela i to wrażenie przepełniało mnie z niespotykaną wręcz siłą. Nie namyślając się długo, stwierdziłam odważnie:
– Przecież ja ciebie znam!
Zaskoczyło mnie nieco, że smoki umieją okazywać uczucia, kiedy ten stojący przede mną obdarzył mnie szczerym uśmiechem, a w jego ślepiach pojawiły się radosne iskierki.
– Oczywiście, że mnie znasz.
Jego głos również brzmiał znajomo. Mimo że nie przypominał ludzkiego, mogłam bez trudu rozpoznać swoisty ton i wibrację. W niezwykły sposób łączył w sobie bowiem szum morza, powiew wiatru oraz inne, trudne do zidentyfikowania dźwięki natury.
– Przecież jestem TWOIM smokiem.
Po tych osobliwym stwierdzeniu, szczerze zwątpiłam w trzeźwość własnego umysłu. Może, próbując fotografować świat wokół, za bardzo zbliżyłam się do krawędzi i spadłam ze skały, a teraz dręczą mnie jakieś omamy? Albo po prostu się potknęłam, uderzyłam w głowę i stąd obraz smoka stworzony przez wyobraźnię nieprzytomnego umysłu? No bo przecież nie mogłam się upić, prawie nie piję alkoholu, chyba że szklaneczkę tinto de verano na spotkaniach z przyjaciółmi… A i to na pewno nie podczas wędrówek po górach…
Odłożyłam aparat fotograficzny na pobliski kamień i przetarłam oczy, w nadziei, że pozbędę się sprzed nich majaka o smoczej postaci.
Niestety, nie zadziałało, a nietypowy jaszczur wciąż nie odrywał ode mnie swoich błyszczących ślepiów.
– Jak to moim smokiem? Przecież ja nie mam smoka! Mam psa, ale Maksiu jest zdecydowanie mniejszy od ciebie… Chociaż, jak o tym pomyślę, patrzy na mnie w bardzo podobny sposób…
Wtedy właśnie świat wokół na nowo odżył. Znów można było usłyszeć śpiew ptaków, szelest trawy dotykanej palcami wiatru i miłosne serenady cykad. Pszczoły kontynuowały przerwaną na chwilę pracę, wiatr natomiast zaczął zuchwale bawić się z liśćmi pobliskich drzew.
A smok ponownie się uśmiechnął.
– Widzisz – powiedział spokojnym głosem natury – każdy człowiek ma swojego smoka, choć nie do końca jest tego świadomy. Jesteśmy w ciepłej, morskiej bryzie, która osusza wasze łzy, w pocieszającym zrozpaczone serca zapachu kwiatów i we wschodach słońca, na które czekacie po nieprzespanych nocach. Jesteśmy też w białych piórkach ptaków, które zawsze przynoszą wam anielską nadzieję, w duszach ukochanych zwierząt, a także w pozornych zbiegach okoliczności. Istniejemy wszędzie tam, gdzie jest wiara w cuda i prawdziwa, bezwarunkowa miłość.
Wypowiadając te słowa wyprostował się i rozciągnął swoje ogromne, smocze skrzydła. Odruchowo cofnęłam się o dwa kroki i zasłoniłam twarz rękoma.
– Nie bój się, po prostu muszę rozprostować skrzydła, bo mi zdrętwiały – zaśmiał się głośno swoim smoczym chichotem – my też jesteśmy istotami niedoskonałymi. Właśnie z tego powodu nie pokazujemy wam zwykle swojego prawdziwego oblicza. Boicie się nas, mimo że tak naprawdę jesteśmy waszymi opiekunami…. Dlatego częściej przeistaczamy się w motyle. Lubicie je, prawda? Na szczęście mamy sporo łusek w zapasie, dzięki temu bezustannie może dziać się magia.
– Czy to oznacza, że każdy motyl jest smokiem? – moje zaciekawienie sięgało zenitu – no i jak to się stało, że mogłam cię dziś zobaczyć, a nawet z tobą rozmawiać? Dlaczego akurat teraz?
Liczne pytania, spadające, jak krople deszczu na świeże liście, zawisły jednak w powietrzu.
Moje oczy spowiła gęsta mgła, a gdy je ponownie otworzyłam, zdałam sobie sprawę, że siedzę na trawie, a obok mnie, na płaskim kamieniu, leży mój aparat fotograficzny. W zaroślach górskich kwiatów natomiast, na samym skraju pagórka, wielobarwny motyl dumnie rozpościera swoje piękne skrzydła.
Spojrzałam na niego z uśmiechem.
Już wiedziałam, dlaczego wydał mi się znajomy. W ten sam sposób odczuwam naturę, kiedy spaceruję po plaży albo po prostu leżę w soczystozielonej trawie. Tak samo cieszy mnie widok kwiatów, kwitnących oleandrów czy słodycz dojrzałych fig.
To dlatego nigdy nie jestem sama.
– Dobrze, że jesteś, Mój Smoku!