Pisarka, fotografka czy nauczycielka?

Nigdy nie będę nauczycielką!

Zamierzam zostać dziennikarką, pisać i podróżować po świecie.

W ten sposób, jako dziewiętnastoletnia dziewczyna, przedstawiałam mojej rodzinie i przyjaciołom motywy rozpoczęcia studiów polonistycznych.

I tak naprawdę czułam, bo całe moje jestestwo pragnęło się trzymać od szkoły tak daleko, jak to tylko możliwe.

Szczerze, głęboko i żarliwie jej nie lubiłam. Od zawsze bowiem kojarzyła mi się z pewnego rodzaju przymuszaniem, a wręcz zniewoleniem.  Wykuwanie rzeczy, które mnie zupełnie nie interesowały lub których po prostu nie rozumiałam, bardzo mnie męczyło. Nie odnajdywałam się w rozwiązywaniu skomplikowanych zadań matematycznych, a stawanie na rękach na lekcjach wychowania fizycznego po prostu mnie przerażało. Za to przedmioty humanistyczne od początku traktowałam z pasją, do tego stopnia, że właściwie nie musiałam się uczyć, bo wszystkie niezbędne informacje wynosiłam z lekcji.

To jednak nie było w stanie zmienić mojej, wyrytej głęboko, definicji szkoły. Przymuszona przez system, byłam uczennicą dobrą, ale na pewno nie szczęśliwą. Testy czy odpytywania z przedmiotów ścisłych kosztowały mnie wiele nerwów, których efektem było systematycznie obniżające się poczucie własnej wartości. Jako dziecko, a potem nastolatka, byłam po prostu przekonana, że nie jestem wystarczająco, eufemistycznie ujmując,  bystra. Kropka.

Teraz myślę, że wystarczyłoby wsparcie oraz indywidualne podejście dobrego nauczyciela. A dla mnie słowo dobry oznacza belfra z powołania.  

Jak często zapominamy bowiem, że powołanie to podstawa nie tylko takich zawodów jak lekarz czy strażak. Osoby, które nie są nim obdarzone, nie są w stanie odpowiednio edukować ludzi.

Bo nauczanie nie jest jedynie wbijaniem wiedzy w niewinne głowy. To przede wszystkim pokazywanie własną postawą, jakim człowiekiem być się powinno, a przez to zachęcanie młodych ludzi do działania w sferach, którymi są najbardziej zainteresowani. To otwieranie umysłów i serc na świat, bez uprzedzeń, a za to z miłością i głębokim zrozumieniem inności.  Tego typu motywacja sprawia, że uczenie się, podobnie, jak nauczanie, przestaje być męczarnią, a zaczyna przygodą życia.

Czyż nie jest to wyzwanie, a jednocześnie ogromna odpowiedzialność? Za ścieżkę życia, którą młody człowiek wybiera i która staje się wypełnieniem jego przeznaczenia? I czy bycie takim belfrem nie jest jednym z najwspanialszych zawodów świata?

Ale cóż mogę o tym wiedzieć, skoro sama tak naprawdę nie planowałam zostać nauczycielką? Już wyjaśniam.

Na drugim roku studiów zostaliśmy skierowani na obowiązkowe praktyki w szkole. Mieliśmy zdobyć umiejętności przygotowywania i prowadzenia lekcji. Nie muszę chyba wspominać, że w tamtym momencie dla przyszłej dziennikarki było to przedsięwzięcie zupełnie bezsensowne i gdybym tylko mogła, na pewno bym się z niego w bardziej lub mniej subtelny sposób wykręciła. Los jednak sprawił, że było to po prostu niemożliwe. Na szczęście.

Nigdy bowiem nie zapomnę mojego debiutu praktykantki. To było, jak uderzenie pioruna i zarazem udana wspinaczka na Mount Everest. Już po paru lekcjach wiedziałam, że bycie nauczycielem jest moim przeznaczeniem. Wbrew własnej logice, zakochałam się w tym zawodzie, a przede wszystkim w cudownych, młodych istotach, jakimi są uczniowie.

W szkole pracowałam ponad dekadę i był to fantastyczny okres mojego życia. Jest to jednak historia tak wielowątkowa i interesująca, że niewątpliwie stanie się kiedyś fabułą osobnego opowiadania, a może nawet książki. Na pewno potwierdzą to bliscy mi, wspaniali pedagodzy, których miałam szczęście spotkać podczas tej nauczycielskiej wędrówki.

Życie pisze jednak zadziwiające scenariusze i wybiera niesamowite szlaki. Zawirowania osobiste popchnęły mnie w zupełnie inną stronę, zarówno zawodowo, jak i na mapie. I tak, poprzez bycie pokojówką, a później managerem w belgijskim hotelu, po kolejnych dziesięciu latach wylądowałam w przepięknej Andaluzji, gdzie prowadzę swoje B&B.

Jednak w zeszłym, pamiętnym, 2020 roku, historia zakręciła koło i znowu zaczęłam udzielać lekcji. Teraz spotykam się z uczniami przez Internet.

Pomyślicie zapewne, że to coś zupełnie innego, niż nauczanie w szkole. Ja jednak, wbrew pozorom, mam wrażenie ponownego wskoczenia na wygodny rower. Tej części siebie naprawdę nigdy się nie zapomina.

I uwierzcie, znów czuję się, jak przysłowiowa ryba w wodzie lub alpinista po wkroczeniu na szczyt góry. Może różnicę stanowi tylko krajobraz za oknem i to, że w czasie przerw zrywam ze swojego drzewka pomarańcze, robię zdjęcia nad morzem lub piszę opowiadania…

Reszta pozostała niemal bez zmian.

Bo każdy człowiek potrzebuje zrozumienia oraz rozbudzenia wiary, że wszystko jest możliwe. To szczególne, nauczycielskie powołanie polega na pokazywaniu najpiękniejszych, namacalnych dróg w życiu oraz drzwi do nich prowadzących.

A jeśli są one zamknięte, wtedy szuka się klucza, wyłamuje zamek lub wskakuje przez okno.

Albo spokojnie wypatruje się innych, otwartych bram.

Oczywiście, można to zrobić samemu, ale o ile łatwiej z dobrym nauczycielem!

Published by szymanskawriterteacher

I am a writer and teacher who lives in Andalusia. The colours of this place, visible on every single level, inspired me to write a story serie. It is called "Pages from Finca San Mateo" or "Kartki z Finki San Mateo", because I write in two languages - English and Polish.

8 thoughts on “Pisarka, fotografka czy nauczycielka?

      1. Bardzo miło czytać o ludziach sucesu. Mam już z górki. Oczywiście trzymam nogę na hamulcu, kiedy się daje.

        Like

      2. Rozumiem.
        Wiesz, to, co napisałaś, dało mi do myślenia. Nigdy nie postrzegałam siebie jako kobiety sukcesu. Jest tyle zawirowań na każdym poziomie mojego życia i ciągłej walki wewnętrznej, że widzę siebie raczej jako szałaputa z głową w chmurach .😃 Ale faktem jest, że mam umiejętność skupiania się i POKAZYWANIA tylko pozytywów. Uściski i dzìękuję za komentarz.

        Like

  1. Jest Pani wspaniałą nauczycielką, która na długie lata pozostaje w pamięci.

    Pozdrawiam serdecznie
    Uczennica

    Like

Leave a comment