Zima w Andaluzji jest specyficzna.
Celowo używam powyższego eufemizmu, bo jakże mogłabym rozpocząć tekst literacki dosłownymi słowami typu: szaleńcza, wariacka, nielogiczna, niezrozumiana czy groteskowa? Cóż, osoby, które już trochę znają mój styl pisania wiedzą, że wolę wyrażać rzeczywistość w nieco delikatniejszy sposób. Chociaż czasem mam wrażenie, że jest to po prostu niewykonalne.
Bo dla kogoś wychowanego na północy Europy, to, co się tutaj dzieje od listopada do marca, zwyczajnie nie mieści się w głowie. Natura i ludzie zaprzeczają bowiem wszelkim bliskim nam archetypom najzimniejszej pory roku. I wiem, wiem, jest to związane z położeniem i śródziemnomorskim klimatem tej części kontynentu. Jednak opowiadanie, które właśnie czytasz, podobnie, jak wszystkie pozostałe zresztą, przedstawia mój własny, bardzo subiektywny, emocjonalny i wybitnie mało naukowy pogląd.
Zacznijmy więc od najważniejszego, czyli absurdalnych wręcz temperatur, które tak naprawdę nie mają nic wspólnego ze znaną wszystkim zimą. Średnio jest bowiem w naszym regionie około piętnastu stopni Celsjusza. Łatwo jest więc sobie wyobrazić, że w południe termometry najczęściej wskazują nawet dwadzieścia parę stopni. Jest to również konsekwencja intensywnych promieni słońca, które nawet podczas tak zwanej zimy ogrzewają każdą cząstkę tej ziemi. Bywają więc momenty, kiedy siedząc na tarasie i popijając kawę z przyjaciółmi, pozbywamy się swetrów i w lekkich bluzeczkach delektujemy się letnim niemal ciepełkiem.
Kraina marzeń – można by sobie pomyśleć, prawda? Ale chwila, powyżej opisałam jedynie temperatury panujące w tym pięknym miejscu NA ZEWNĄTRZ. Tak, oczami wyobraźni widzę wasze lekkie zagubienie. Już tłumaczę. Jeśli bowiem, tak, jak ja, mieszkasz w domu zbudowanym w typowo andaluzyjskim stylu, musisz liczyć się z brakiem izolacji oraz wszechogarniającym zimnem. Trzeba przyznać, że jest to zbawienne latem, kiedy sięgające trzydziestu paru stopni temperatury nie są niczym wyjątkowym. Przyjemnie jest bowiem odpoczywać w murach, które nagrzewają się powoli i w związku z tym stanowią prawdziwą oazę podczas najbardziej upalnych miesięcy.
Sytuacja zmienia się jednak zimą, kiedy mimo przyjemnego ciepełka na dworze, chłód panujący w domu bije niczym nieujarzmiony bicz. Mimo działającego do pewnego stopnia systemu ogrzewającego czy popularnych kominków, przebywanie zimą w domu bywa po prostu nie do zniesienia. Jedynym rozwiązaniem jest ocieplenie murów, totalna izolacja i zainstalowanie nowego systemu grzewczego. Jednak ze względu na dość istotny fakt, że tego typu modernizacje przyniosłyby korzyść jedynie w styczniu i lutym, a kosztowałyby małą fortunę, nikt się na nie nie decyduje. Pozostaje bardziej tradycyjny sposób ogrzewania: kilka warstw ubrań, ciepłe gacie i kieliszek lub dwa czerwonego wina do kolacji. A w dzień litry ciepłej kawy lub herbaty z miodem… I wychodzenie na zewnątrz, aby się ogrzać. Kiedy zatem podczas pisania opowiadań moje dłonie zaczynają drętwieć z zimna, odkładam laptop, ściągam ze dwa swetry i wystawiam zmarznięte członki na słoneczko. Tak, kiedy wychodzisz na dwór, musisz to i owo z siebie zrzucić, w przeciwnym razie grozi ci przegrzanie. Użyłam już gdzieś epitet absurdalne? Jeśli nie, to właśnie nadszedł na to odpowiedni moment, prawda?
Prócz tego, że ciepła, zima w Andaluzji jest również zwykle bardzo sucha. Są jednak okresy opadów deszczu, które trwają czasem tydzień lub nawet dwa. Życie wówczas spowalnia, jeśli nie powiedzieć: zamiera. Bo kto chciałby wyściubić nos zza progu, kiedy niebo jest koloru zwiędłych liści i padają z niego wiadra wody? Zresztą, na południu Hiszpanii wszystko jest konkretne i pełne charakteru: ludzie, barwy, letnie upały, piękno, ale i deszcz. Bo jak pada, to nie przestaje, dopóki nie zaleje kilku uliczek pobliskich miasteczek. To tak, jakby deszcz uświadamiał sobie nagle, że nie było go tutaj zdecydowanie za długo i w ten sposób próbował zadośćuczynić swoją nieobecność. Podobnie ma się sprawa z wiatrem. Kiedy podczas jesienno-zimowych miesięcy zrywa się do pracy, na pewno nie próżnuje. Zdarza się bowiem, iż wieje tak intensywnie, że nie tylko bez żadnego wysiłku przerzuca z kąta w kąt ciężkie meble ogrodowe, ale nawet zabiera mieszkańcom oddech. Dosłownie. Nie wspominając o tym, że całkiem skutecznie przewietrza domy, co tylko dodaje wnętrzom rześkiej, dotkliwej wręcz świeżości.
Obserwacja andaluzyjskiej fauny i flory potwierdza jeszcze teorię zimy nietypowej. Przez kilka ostatnich nocy miałam bowiem dyskusyjną przyjemność wysłuchiwania koncertów desperacko spragnionych towarzystwa płci przeciwnej kotów. W porządku, powiecie, to prawo natury. Ale jest początek stycznia, a teoretycznie koty powinny marcować, prawda? Coś jednak się nie zgadza… Także niektóre ptaki zaczynają już składać jaja… To ja się pytam: rozpoczęła się zima, czy jest środek wiosny? Szczerze mówiąc, z pełnym przekonaniem mogłabym wnioskować o zmianę tutejszego nazewnictwa pór roku. Według mnie aktualnie obowiązujące nazwy jesieni oraz zimy powinny zostać zastąpione przez: kolejną wiosnę oraz złotą jesień z elementami wiosny. Tym bardziej, że w Wigilię Bożego Narodzenie zaczęły kwitnąć drzewa limonowe, a w listopadzie krzewy wypuściły pąki.
Ale to jedynie moja opinia. Dla tubylców wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zima, podobnie, jak na północy Europy, to czas noszenia puchowych kurtek, czapek, rękawiczek i kozaków. Tak, przypomnę: średnia temperatura: piętnaście stopni. Naprawdę chciałabym być świadkiem ich reakcji na typową, polską lub belgijską, zimową aurę. I mieć przy sobie aparat fotograficzny.
Cóż, nie byłabym jednak sobą, gdybym nie przyznała, że mimo całej groteskowości andaluzyjskiej zimy, tak naprawdę bardzo mnie ona fascynuje. Bo wspaniale jest być codziennie zaskakiwanym i odkrywać tak bardzo nowe dla mnie zjawiska. To właśnie nadaje życiu blasku i wyciąga nas poza schematy.
Teraz kończę, bo muszę się nieco rozgrzać, zrobić herbatę z miodem i cytryną, którą zaraz pójdę zerwać z drzewa. Cytrynę oczywiście, nie herbatę. Do tego domowej roboty ciasteczka maślane i konfitura z pomarańczy…
Hmmm… Życie w Andaluzji może być całkiem niezłe, nawet zimą.