Letnie popołudnie. Siedzę na piasku, na samym brzegu morza. Jestem tak blisko wody, że fale niemal dotykają moich stóp, łaskocząc je ciepłą bryzą. Słońce świeci ze wszystkich sił, ale wiatr i słomkowy kapelusz na głowie łagodzą nieco gorące powietrze, więc nie pozostaje mi nic więcej, jak tylko cieszyć się chwilą.
Czuję, że świat wokół zwalnia, podobnie, jak ja sama. Myśli stają się jakby lżejsze, uwolnione od najciemniejszych kątów. Rytmiczny dźwięk uderzających o brzeg fal wprawia mnie w stan totalnego spokoju. Ot, kolejny prezent, który otrzymuję od natury.
Zawsze kochałam morze. I, jak to często z miłością bywa, nie wiem dokładnie dlaczego. Pamiętam jednak, że gdy po raz pierwszy stanęłam naprzeciw tej nieskończonej tafli, na chwilę odebrało mi mowę. Byłam wtedy bardzo młoda, ale już wiedziałam, że oto spotkałam ogromnie wszechmocną, ale niezwykle przyjazną siłę. Potęgę, która kryje w sobie życie i jest życiem. Już wtedy wiedziałam, że morze to istota myśląca, czująca i wiedząca więcej, niż możemy sobie wyobrazić. I instynktownie wykrzyczałam do niego prośbę o dwie, najistotniejsze wówczas dla mnie rzeczy – chciałam być szczęśliwa i mieć możliwość poznania świata.
Cóż, teraz wiem, że szczęścia nikomu ani niczemu nie można powierzyć, bo nie da się go tak po prostu podarować czy otrzymać… Ten prawdziwy, wewnętrzny, niezależny od rzeczy materialnych stan spełnienia plecie się mozolnie samemu. Jak? Przez dokonywanie zgodnych z wołaniem duszy wyborów, bez względu na to, jak bardzo wydają się, a czasami rzeczywiście są, trudne.
Ta druga prośba, o ironio, wydawała mi się wówczas dużo trudniejsza do spełnienia. Teraz myślę, że to właśnie Ogromnej Łasce Wszechświata zawdzięczam ocean możliwości, który dostałam na mojej drodze. I dumna jestem, że zawsze z wdzięcznością oraz dziką odwagą przyjmowałam rzucane pod nogi szanse. Jak dokonywałam wyborów? Po prostu czułam, że podążenie każdym innym szlakiem uczyniłoby ze mnie stworzenie zgorzkniałe. A kto chce, żeby smutek i żal były fundamentami tego krótkiego istnienia, które jest nam tutaj dane?
Opierając aparat na kolanach, cykam kolejne zdjęcie. Jak cudownie jest uchwycić te ulotne i niepowtarzalne piękno… Fale rozbijające się o skały i rozpryskujące w powietrzu, świetliste i spienione krople słonej wody… Wachlarz błękitów i turkusów, świecących w świetle słońca, jak diamenty. Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego niektórzy ludzie wydają tak niewyobrażalne sumy na szlachetne kamienie… To chyba dlatego, że przypominają krople morskiej wody bawiące się z popołudniowymi promieniami słońca. Ale ten widok jest przecież dostępny dla wszystkich! A na dodatek bezcenny…
Na chwilę odkładam aparat, bo przez chwilę chcę być sam na sam z moim nieokiełzanym przyjacielem i znowu z nim trochę pogawędzić.
Tak bardzo stałe, a zawsze inne. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby strugi światła identycznie padały na tą ogromną, wiecznie poruszającą się taflę wody. Każda łuna malowana przez wschód czy zachód słońca jest oryginalnym i jedynym w swoim rodzaju obrazem. Każdy kolor pochodzi z innej palety, od złota, purpury i cegły, po wszystkie odcienie tęczy. Co więcej, morze przynosi także przeróżne zapachy, sekretne mieszaniny perfum naturalnie urodzonych z roślin, soli, ryb, wiatru oraz tych wszystkich składników, których (na szczęście!) nie umiemy sobie nawet wyobrazić.
Ciągle nie jestem w stanie klarownie wyrazić uzasadnienia mojego totalnego zauroczenia. Nieważne. Przecież te najpiękniejsze emocje są właśnie nieopisywalne!
O co więc poproszę morze, kiedy kolejny raz usiądę na jego brzegu? Jeszcze nie wiem, ale muszę być ostrożna w deklarowaniu marzeń.
Przecież się spełnią…
Pięknie napisane 🙂 też od zawsze kochałam morze, a najbardziej zachody słońca nad nim 😉
LikeLiked by 1 person
Oj tak… zachody i wschody… Bardzo doceniam fakt, że żyję teraz tylko 6 km od plaży. Pozdrawiam Cię ciepło i przepraszam za opóźnienie w odpowiedzi. Wiesz, sezon nam się zaczął w b&b i jest “ciut” pracy. 😃😃😉
LikeLike