Wiesz, miałam dobre życie. Kiedy jeszcze byłam dzieckiem, ciągle wspinałam się na płoty i wracałam do domu z potłuczonymi kolanami. Mama się o mnie martwiła, ale pamiętam, jak szczerze się śmiała, kiedy opowiadała o tym tacie. Posłuchaj – mawiała – nasza dziewczynka to mały rozbójnik, nie może usiedzieć na miejscu. Lata po płotach i wspina się na drzewa! A potem wraca do domu cała poobijana i podrapana! Wtedy ojciec czule obejmował moją mamę w pasie i odpowiadał, że odziedziczyłam te zbójeckie zapędy właśnie po niej. I później oboje zaśmiewali się do rozpuku.
Pamiętam, że wokół domu rosły drzewa orzecha włoskiego i krzaki bzu, które zasłaniały całe ogrodzenie. Kiedy przychodziła wiosna, nasz ogród pachnął, jak najznakomitsza perfumeria. Nie raz mama prosiła mnie, żebym zerwała po kilka gałązek dla naszych sąsiadek. Oczywiście, robiłam to bez ociągania, bo wiesz, miałam okazję do bezkarnego wdrapania się na drzewo.
Oświadczył mi się jesienią. Tak, to chyba był październik, bo w tamtym czasie rozpoczynałam poranki od poszukiwania ulubionych orzechów pod drzewami. Czasami uzbierałam nawet pełen fartuszek i musiałam wracać po resztę. Nigdy nie zapomnę tego słodkiego smaku pod gorzką, ale łatwą do usunięcia skórką. Rozsypywałam zebrane orzechy na drewnianym stole, a mama zabierała część do wysuszenia, żeby mieć na bożonarodzeniową kutię.
Ale przecież mówiłam o oświadczynach… Przyniósł mi parę aksamitek i własnoręcznie wykonany pierścionek, a ja nie mogłam być szczęśliwsza. Była bardzo ciepła, jesienna noc. Do późna siedzieliśmy na ławce przed domem i snuliśmy plany na przyszłość. Bolało tylko, że mama nie mogła tego zobaczyć – odeszła od nas dwa lata wcześniej. Nie chorowała długo, ale zostawiła po sobie ogromną pustkę.
Niestety, straciłam pierwsze dziecko. W tamtej chwili byliśmy w rozpaczy, ale teraz myślę, że Ania chciała dotrzymać towarzystwa swojej babci. Wiesz, przyśniło mi się kiedyś, że wszystkie trzy siedziałyśmy przy stole i lepiłyśmy pierogi. Ania z mamą cały czas żartowały, a ja zrobiłam jadalną lalkę z ziemniaczanego farszu. Taką z wyciśniętymi oczami i uśmiechem. Jak zawsze. Teraz już nie wiem, czy to był tylko sen, czy jakieś, bardzo realne, przywidzenie. Wciąż doskonale pamiętam smak tamtych pierogów. Przesolone wyszły.
Kiedy przeprowadziliśmy się do tego domu, byłam bardzo młoda. Jeszce zanim kupiliśmy meble, obsadziłam cały ogród bzem, a Michaś na środku podwórka posadził orzech włoski. Tak, to te piękne, wysokie drzewo, które widać przez okno. Zapewnia mi teraz cień każdego lata. Mój mąż był wtedy taki dumny, bo wreszcie dostał pracę w piekarni i mogliśmy pozwolić sobie na własne gniazdko. Najpierw nie chciałam, bo przecież musieliśmy wyjechać w miejsce odległe o tysiące kilometrów od rodzinnych stron… Ale po śmierci taty przestałam się opierać. Wiedziałam, że i tak oboje będą ze mną, w sercu.
Byłam szczęśliwa i nigdy się nie nudziłam. Odkąd na świat przyszły bliźniaki, a potem jeszcze ich młodszy brat, byłam ciągle zajęta. Och, uwielbiałam gotować i kochałam nasz ogród. Powiem ci, drogi Emanuelu, że żadne pomidory już tak nie smakują, jak tamte malinówki z moich własnych krzaków. Kochany, wystarczyła kromka domowego chleba, trochę soli i już był wspaniały posiłek! A te wiśnie-szklanki, jejku, jakie one były słodkie… Chłopcy przepadali za zrobionym z nich kompotem. Wyobraź sobie, że 5-litrowy garnek tego napoju znikał zaledwie po kilku godzinach!
Muszę przyznać, że było mi smutno, kiedy najmłodszy syn wyprowadził się z domu. Mimo że miałam dopiero czterdzieści parę lat, czułam się stara i niepotrzebna. Nagle wszędzie zrobiło się cicho i tak spokojnie, że całymi nocami płakałam. Dlaczego? Sama nie wiem. Chyba myślałam, że moje życie już dobiegało końca. Nie patrz tak na mnie! Pewnie, że się myliłam!
Kiedy szłam na umówioną rozmowę o pracę, założyłam swoją najlepszą sukienkę. Z bufiastymi rękawami, wiesz, tą z tej dużej szafy w sypialni. Trzęsłam się ze strachu, jak osika, tak niepotrzebnie. Lubiłam pomagać ludziom, naprawdę. I do tej pory jestem wdzięczna Michasiowi, że tak bardzo mnie wspierał, kiedy uczyłam się na pielęgniarkę. Przecież on nawet dla mnie gotował! Oj tak, robił najlepszy bigos na świecie, ale najbardziej lubiłam jego kartoflankę. Z kawałeczkami boczku… Hmmm… Tyle z tobą gadam, że robię się już głodna.
Zobacz Emanuel, jaka piękna wiosna, znowu zakwitły bzy, te ciemnofioletowe, moje ulubione. Pachną, jak szalone. Pąki wiśni też już się rozwijają. A ty, biedaku mój, siedzisz tutaj, w samym rogu ciemnego pokoju i wysłuchujesz wspomnień starej kobiety. Cieszę się, że jesteś, wiesz? Ciężko mi samej, bez Michała. A obiecywał, że mnie nie zostawi, mój kochany staruszek. Nie chciał iść beze mnie, a ja nie chciałam zostawać sama. I zobacz, znowu świeci słońce, mimo wszystko…
Chodź, idziemy do ogrodu. Jesteś zbyt wyjątkowym stworzeniem, żeby tak smutno spędzić życie. Nie wiem, dlaczego ludzie tak bardzo boją się pająków. Jesteście przecież zupełnie nieszkodliwymi żyjątkami. Powiem więcej – umiecie słuchać, jak żadna z ludzkich istot. Cierpliwie i uważnie.
Mój mały Emanuel…
Gdzieś miałam pudełko od zapałek, tych dużych, którymi zimą rozpalam ogień w kominku. Nie obawiaj się i uważaj na te długie nogi, nie chcemy żebyś jedną z nich stracił. Już jesteś w środku? Idziemy na słońce. Który kwiat wybierasz mój przyjacielu? Ten różowy może? To będzie twój nowy dom, pewnie mniej spokojny, ale przynajmniej poczujesz, czym jest prawdziwe życie. Pooddychasz ciepłym powietrzem, może nawet spotkasz jakąś uroczą panią pająkową? Czy będę za Tobą tęsknić? Tak.
Wiesz, głupio trochę tak gadać samej do siebie. Ale to już niedługo potrwa. Rodzice, Ania i Michaś czekają na mnie przy tym drewnianym stole, o którym ci opowiadałam. I tym razem nie pozwolę im przesolić farszu do pierogów.
Agnieszka Florczak
Anna Podolańczuk
Bogumila Wsolka
Danuta Soltysiak
Dorota Pia
Ewelina Twardosz
Halina Pikuła
Ireneusz Klincewicz,
Kamila Wojtaszewska
Kasia Gubar
Maria Ławniczak
Mateusz Szostak
Monika Pietras
Monika Szymanik
Paulina Kalinowska
Wiedzma Grazyna
Yolanda Teresa Mydlarz,
Zofia Buryn